W tym miesiącu znowu udało wybrać się na masę. Do stolicy trasa najkrótsza, czyli przez Ożarów i Połczyńską prosto na Krakowskie. Co ciekawe po drodze zostałem upomniany przez tajniaków. Jechałem przepisowo przy prawej krawędzi ulicą Połczyńską na wysokości Lazurowej. Chodnik tam mizerny (maks metr szerokości), a i ograniczenie w mieście wynosi przecież 50 km/h. Mimo tego panowie policjanci przez szybę poinformowali mnie, abym zjechał z jezdni O_o Dobra, albo tak dbali o moje zdrowie albo nie znają przepisów. Jak to drugie, to nic tylko pogratulować. Jak to pierwsze, to z czystym sumieniem powiem, że bezpieczniej czuję się jadąc z Błonia do centrum Warszawy ulicą. Dlaczego? Jest równo, chodnik nie urywa się w połowie i nikt mi nie wyjedzie z bramy wprost pod koło. Kilka razy mnie to spotkało i na prawdę wolę jechać po asfalcie koło samochodów. Zresztą tak jest zgodnie z przepisami. Nie zważając na nich pojechałem dalej. Sama masa była w tym miesiącu na prawdę super. Chyba tylko jeden króciutki przestój, a tak cały czas w ruchu. Trasa przyjemna, tempo dobre, pogoda dopisała i ludzie też. Było tylko nieco ponad 1500 osób, bo spora część wyjechała na majówkę. Szkoda... Acha, dziś tylko z Marcinem na masie, bo Jacek wyjechał. Natomiast droga powrotna nie była już tak fajna. Wg prognoz miałem jechać pod wiatr, ale miał on być znacznie mniejszy. Do tego parówa straszna jak przed burzą, przez co po zmroku zmęczyłem się bardziej niż po 16 w pełnym słońcu. Dwa razy spotkał mnie deszcz. Pierwszy w Ołtarzewie i to dość silny. Była okazja, żeby zatrzymać się na przystanku i napić. Przy okazji zadzwoniłem, aby dowiedzieć się czy w Błoniu też pada (odpowiedzieli, że już nie) i ruszyłem dalej, bo akurat przestało padać. Trochę chłodniejszego powietrza dobrze mi zrobiło. Drugi deszcz był w okolicach Kopytowa. Nie tak silny, więc jechałem dalej. Zresztą i tak nie było gdzie się schować. Po kilku minutach przestał, a ja byłem jeszcze bardziej orzeźwiony. Wiatr jednak nie przestał, więc nie pedałowało się aż tak przyjemnie. Wróciłem do domu mocno zmęczony, ale zadowolony :)
Kumpel chciał zacząć sezon rowerowy, więc postanowiliśmy wybrać się do lasu. Pogoda była sprzyjająca - nie przeszkadzający wiatr i znośna temperatura. W przeciwieństwie do poprzedniej wyprawy zadecydowałem, aby wybrać się szlakiem na wschód od Leszna licząc, że będzie on przejezdny. No i niestety przeprawa przez Kanał Zaborowski (szlak żółty na wschód od Łubca) nie była przyjazna. Dużo wody, błota i tylko rozłożone gałęzie pomogły przeprawić się na drugą stronę (zdjęcie). Tempo nie było zbyt duże, ale bardziej zależało nam na przyjemnej jeździe niż szarżowaniu przez las ;)
Pierwsza tegoroczna masa na której się pojawiłem. Pogoda dopisała, rowerzyści także (ponad 1200 osób!). Niestety trochę organizacyjnie nie wypaliło, bo trasa została mocno skrócona w stosunku do zaplanowanej. Do tego wąskie ulice Pragi przyczyniły się do niskiej średniej. Przy Żabie można było sobie nadrobić i rozpędzić się bezpiecznie. Mimo tych kilku niepowodzeń było fajnie. No i kumpla wciągnęliśmy w masę. Mam nadzieję, że na kolejnych również się pojawi.
Najpierw krajową dwójką do Warszawy, a potem Powstańców Śląskich na Chomiczówkę do Madzi. Następnie ulicami stolicy na Plac Zamkowy. Spotkanie z kumplami i ruszamy na masę. Na samej masie sporo pogadanek i dość wesoła atmosfera. Na Świętokrzyskim dołączył do nas jeszcze jeden kumpel. Za naszą namową podjechał do jednej pani z pustym fotelikiem dziecięcym poinformować ją, że chyba zgubiła dziecko :D Na szczęście ona też miała poczucie humoru. Z powrotem na Plac dodarliśmy tylko we dwóch. Tak wyszło, że ustawiliśmy się z przodu, przez co jesteśmy na filmiku z masy na YouTubie. Na koniec powrót do domu, czyli wyjazd Świętokrzyską, Kasprzaka oraz Połczyńską i dalej krajową dwójką do Błonia.
Postanowiliśmy z kumplem wybrać się rekreacyjnie do lasu. Wybór padł na tegoroczną trasę Mazovii w Kampinosie na dystansie Mega. Najpierw ulicami stolicy spod Pałacu na WAT, a potem na trasę, którą trochę zmodyfikowaliśmy w trakcie jazdy. Zamiast jechać przez Mariew skróciliśmy na bardziej wymagającą drogę przez Górne Błota, a w drodze powrotnej zjechaliśmy w Lipkowie od razu do trasy Wawa-Leszno. Tam też złapałem pierwszego kapcia na tym rowerze. Był to dopiero 2622 kilometr. Wymiana dętki była iście ekspresowa i trwała jakieś 3-4 minuty :) Dojechaliśmy do Powstańców Śląskich i tak się rozjechaliśmy, ja na Chomiczówkę.
Kolejny wypad na Masę do stolicy. W obie strony jechało mi się bardzo dobrze, zwłaszcza z powrotem. Średnia około 30 km/h (cholerne światła!) i osiągnięta prędkość maksymalna, ale nie mam pojęcia w którym miejscu. Jazda nocą z Warszawy krajową dwójką jest znacznie przyjemniejsza niż za dnia. Połowę trasy tradycyjnie od kilku miesięcy omijam, aby nie pchać się na remont i zwężenie. Sama masa całkiem fajna w towarzystwie kumpla z uczelni. Atmosfera przyjemna jak zawsze, choć na Żoliborzu kilku ludzi się rzucało, że blokujemy drogę. Jeden pieszy prawie mi pod koła wszedł, gdy chciał przycwaniakować przechodząc "na wdechu" jak to ktoś z boku ładnie określił ;) Żałuję tylko dwóch rzeczy. Dość wolnego tempa oraz mocnego skrócenia trasy. Miała być Praga i dwa mosty nocą i nic z tego nie wyszło :( No nic, może innym razem.
Trasa na i z masy: Błonie <> Rokitno <> Płochocin <> Gołaszew <> Ożarów Maz. <> Warszawa (Połczyńska <> Kasprzaka <> Prosta <> Świętokrzyska <> Krakowskie Przedmieście)
Mały wypad do lasu z kumplem. Wycieczka czysto rekreacyjna aby się przejechać i pogadać. W samym lesie mnóstwo wrzosów. Aż żal, że nie wziąłem aparatu. Poza tym na czerwonym szlaku na zachód od Roztoki standardowe małe szaleństwa na górkach. Szkoda tylko, że mocno zapiaszczone i nie ma aż takiej frajdy ze zjazdu.
Spokojna wycieczka z Iwoną. Nie szarżowaliśmy, bo ona od prawie roku nie jeździła na rowerze, a ja nie byłem w pełni sił. Jeździliśmy głównie po terenach wiejskich i co chwila mijaliśmy pole kukurydzy. Nawet nie sądziłem, że tyle ich jest w okolicy, znacznie więcej niż innych upraw. Najfajniej było gdy kukurydza otaczała nas z obu stron i jechało się jak w kanionie. Gdzieniegdzie były jeszcze zboża, które właśnie ścinano. W sumie 6 kombajnów widzieliśmy. Do tego widoki pól aż po horyzont, swojskie zapachy i spokojne życie mieszkańców. Uroki wsi :) Trasa: Błonie > Pass > Pawłowice > Gawartowa Wola > Czarnów > Wawrzyszew > Pass > Błonie
Pierwsza setka na tym rowerku :) Ponieważ są wakacje i mam nadmiar wolnego czasu postanowiłem wybrać się na masę. Tym razem nie pociągiem a o własnych siłach. Jakieś 33km dojazd na Starówkę. Trasa: Błonie > Rokitno > Płochocin > Ołtarzew > Warszawa. Objazd trasy krajowej nr 2 Błonie - Ołtarzew wynika z robót drogowych, ale w sumie fajniej się jedzie. Dalej już cały czas prosto głównymi ulicami. W drodze powrotnej wszystko tak samo ale od końca. Odcinek Płochocin - Rokitno w całkowitych ciemnościach, więc można było poobserwować gwieździste niebo. Sama trasa masy liczyła 39km, a brało w niej udział nieco ponad 1500 osób. Trochę się chyba przeciągnęła, bo pod Kolumnę wróciliśmy po 22, a sama trasa została nieco skrócona w stosunku do planowanej ;) Koncertu już oczywiście nie było. Trasa masy: Pl. Zamkowy, Krakowskie Przedmieście, Nowy Świat, Al. Jerozolimskie, Pl. Zawiszy, Towarowa, Okopowa, Leszno, Górczewska, Płocka, Kasprzaka, Wolska, Połczyńska, Dźwigowa, Globusowa, Świerszcza, Szamoty, Posag 7 Panien, Czerwona Droga, Orłów Piastowskich, Keniga, Orląt Lwowskich, Warszawska, Władysława Jagiełły, Cierlicka, Kościuszki, Bohaterów Warszawy, Pl. Tysiąclecia, Walerego Sławka, Dzieci Warszawy, Ryżowa, Kleszczowa, Al. Jerozolimskie, Rondo Zesłańców Syberyjskich (tunel), Al. Prymasa Tysiąclecia, Marcina Kasprzaka, Prosta, Świętokrzyska, Nowy Świat, Krakowskie Przedmieście, Pl. Zamkowy. Najbardziej zaskakujące było to, że od razu na początku masy spotkałem dwóch kumpli z liceum :D Gdyby nie postoje i mimo wszystko wolne tempo (długie odcinki pokonywane z prędkością poniżej 10km/h) impreza byłaby wprost idealna. Same wrażenia i widok prawie 1500 czerwonych światełek na wiaduktach na Alejach będą jednak niezapomniane :)
Krótki wieczorny wypad z kolegą aby się przejechać i przy okazji pogadać, bo dawno nie było okazji. W trakcie wyprawy zostaliśmy ściągnięci na małe spotkanko przy piwie co zapewne skróciło nasza podróż. Trasa niezbyt wymagająca po drogach i okolicznych mieścinach: Błonie > Pass > Bramki > Bieniewice > Błonie. PS. Po drodze spotkaliśmy sowę siedzącą na drutach telefonicznych. Niecodzienny widok.